Życie po życiu - moje doświadczenia przechodzenia na 'drugą stronę'
Pomyślałam, że się z Wami podzielę, chociaż możecie podsumować, że jestem histeryczką albo wariatką. Dane mi było znaleźć się po drugiej stronie, tzn. poza tym światem i ciałem fizycznym.
Miałam małą procedurę hirurgiczną pobierania próbki do biopsji na żywca, i mimo że raczej nie bolało, po zabiegu zaczęłam tracić przytomność, co zresztą oznajmiłam lekarzowi. Z odchodzenia z tego miejsca pamiętam tylko, że miałam wrażenie jakby mi się rzeczywistość "odklejała od mózgu". Później byłam w całkiem innym miejscu i dużo się tam działo. Byłam tamtymi zdarzeniami bardzo zajęta i zaabsorbowana. Wydawało mi sie że byłam tam zawsze. W pewnym momencie zaczęłam się stamtąd oddalać w jakąś ciemność. Podobnie jak ta rzeczywistość mi się "odklejała", tam zaczęłam się oddalać jakby z tamtego miejsca i zaczęła pochłaniać, a raczej ogarniać mnie ta dziwna ciemność. W życiu w tym świecie nie ma takiej ciemności, więc trudno to określić. Jest to jakby granica, strefa przez która się przechodzi. Nie wymaga to wysiłku bo jest się właściwie tylko swoją własną świadomością (duszą) i właściwie nie przechodzi się przez tę ciemność z własnej woli - jest się jakby przesuwanym przez tę strefę. Jest tam człowiek całkiem sam i nie dochodzą do niego żadne bodźce czy informacje z zewnątrz. Ciemność jest prawie namacalna, ale ma się całkowitą świadomość i siebie i tego "otoczenia" i świadomość że się gdzieś zmierza. Ja czułam się bardzo zdziwiona i zaskoczona że muszę tamto interesujące miejsce opuścić i wcale nie chciałam, chociaż nie czułam ani buntu ani sprzeciwu. Było to raczej zaskoczenie i zdziwienie, pytanie: "Dlaczego ja gdzieś odchodzę i dokąd ja idę?" Przechodząc przez tę ciemność nie czułam ani strachu, ani zmarwienia. Było to w sumie jakby całkiem naturalne i bezpieczne miejsce. Ta ciemna podróż trwała trochę i na jej końcu zaczęłam najpierw widzieć - moje pierwsze wrażenie było jakbym znalazła się w pudle albo pomieszczeniu z którego widziałam tylko przez mały otwór. Zupełnie nie wiedziałam co to jest i dlaczego ja widzę tylko taki mały skrawek czegoś, i dlaczego jestem zamknięta w tym "pudle". Bardzo chciałam sobie przypomnieć i pamiętać to co było przed przechodzeniem przez ciemność, ale absolutnie nic nie pamiętałam ani z tamtego miejsca, ani nie rozumiałam co to za miejsce w którym teraz jestem. Natomiast doskonale pamiętam pierwsze wrażenie po powrocie do ciała. To co widziałam wydawało mi się takie ograniczone, obce, sztuczne, wyblakłe i prawie płaskie (jednowymiarowe). No i najgorsze było to, że widziałam tylko przez te otwory (oczywiście to są oczy). Zaczęłam też słyszeć i wrócił zmysł czucia. Ktoś do mnie mówił, a ja nie wiedziałam kto to jest i czego ode mnie chcą. Przez jakiś czas nie pamiętałam nic - pamięć fizyczna wróciła dopiero za chwilę.
Przypomniałam sobie wszystko z tego świata, gdzie jestem, co się dzieje, całą tę rzeczywistość. Lekarz powiedział mi, że staciłam przytomność może na pół sekundy. Najwyraźniej wiele może się zdarzyć w ciągu pół sekundy.
Chciało mi się płakać, i ciągle jak sobie przypominam to przykre "pierwsze wrażenie", chce mi się płakać. Mimo ze moje doświadczenie tamtej strony zostało całkiem usunięte w czasie podróży przez ciemność, to mogę sobie tylko wyobrazić jak pięknie tam było, skoro to co my tu widzimy jest takie przykre, nie wspominając już o tym, że widzimy tylko przez małe otwory "pomieszczenia" którym jest nasze fizyczne ciało. Najwyraźniej bez ciała widzi się całą istotą, więc widzenie jest o wiele pełniejsze. Tak piszę ciągle o widzeniu, bo ja lubię się gapić, więc to doświadczenie najbardziej zapisało się w moim "widzeniu." Może dla innych ludzi słyszenie byłoby ważniejsze.
Tak czy inaczej, już tęsknię za tamtym miejscem i wolnością, którą jest życie bez balastu czy więzienia ciała. Czy był to sen? - raczej nie, bo śni mi się coś ciągle i nigdy nie przechodziłam przez tę ciemność przy budzeniu się. Zemdleć też mi się zdarzyło wcześniej parę razy, chociaż staram się nie robić tego notorycznie, i też wyglądało to inaczej. Myślę, że rzeczywiście byłam poza swoim ciałem i przykro mi, że musiałam wrócić. Może dlatego nie mogę pamiętać co tam było, bo bym ryczała cały czas, że ciągle jestem tu.
Z tej perspektywy biblijne "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało" nabiera całkowicie logicznego sensu, a mianowicie, nasze oczy i uszy są zbyt ograniczone, żeby procesować to co jest tam. Kolejny wniosek - jesteśmy istotami badziej duchowymi niż cielesnymi, chociaż bez takiego doświadczenia jak powyższe, trudno to sobie wyobrazić albo zrozumieć.